Przypatrywałam im się ukradkiem. Popijałam kawę, oni - zdecydowanie coś mocniejszego. Starszy opowiadał, opowiadał i opowiadał. O swojej młodości, o tym co u jego znajomych, widać było, że chciał się wygadać. Młodszy głównie słuchał, co jakiś czas wtrącał kilka słów. Alkoholem dzielili się po równo, słowami już nie. Widać nie wszystkim alkohol rozwiązuje język, a może chodzi o ilość.
Mnie ostatnio niemalże każda ilość dobija, a następnego dnia humor faluje od doła do wkurwu. Najwyraźniej się starzeję.