Chętnie wróciłabym już do pracy. I nie chodzi wcale o ponadprzeciętnie łobuzującego Małego - chyba już przywykłam, że drugie z naszych dzieci nie spełnia kryteriów grzecznego dziecka. W sumie pierwsze też nie, ale drugie chyba jednak bardziej.
Brakuje mi już wychodzenia z domu, problemów innych niż szaleństwa Małego, nastoletnie fochy Starszej, zakupy, gotowanie... Brakuje mi działania, rozwiązywania problemów innych niż szukanie zagubionego ulubionego przytulacza Młodego, wysłuchania męża, który miał paskudny dzień w pracy albo tłumaczenia Starszej kolejności rozwiązywania działań. I to nie tak, że umniejszam ich problemy. To są problemy i dla każdego z nich bardzo poważne i to rozumiem. Już długo jestem w domu i czas wrócić do innych zajęć, a może tylko zima tak na mnie działa, że mnie zamraża.
Ale to nie tak, że ten czas w domu przeleciał mi przez palce. Mnóstwo świetnych chwil z Młodym i Starszą, przewietrzenie relacji z mężem i wreszcie zadbałam o swoje zdrowie - wyeliminowałam wiele szkodzących nawyków żywieniowych, dużo więcej się ruszam, podszlifowałam angielski, znowu czytam z przyjemnością, oddelegowałam donikąd wiele swoich strachów. Łapię drugi oddech i chyba sprawdzi się banał, że życie zaczyna się po czterdziestce. Oj tak, coraz bliżej do 40.
Do wracania do pracy też coraz bliżej, ale przecież wiadomo, że jak wrócę to niewiele czasu minie i będę myśleć w stylu: czy ci źle kobieto było na tym wychowawczym?!
Cóż... Idę więc wykorzystywać to co jest. Wycisnąć z tego czasu ile się da.
:)))
OdpowiedzUsuńNa wychowawczym nie próżnowałas:))