Ktoś kto wymyślił określenie "stan błogosławiony" chyba nigdy nie był w ciąży. Niedobrze jak diabli, ciśnienie pikuje w dół, a ja się zastanawiam czy już zemdleć czy jednak uda mi się dotrzeć do najbliższego krzesła; kondycji zero - jak normalnie bez problemu wchodzisz na szóste piętro i czasem dalej, tak teraz przy na drugim nie możesz złapać oddechu (a przytyłam zaledwie 1 kg); najchętniej tylko bym spała. Albo biegała do łazienki. Cycki już się nie mieszczą w biustonoszu, a w ogóle mam wrażenie, że za chwilę ekspoldują i rozerwą materiał.
U nas jest zwyczaj w rodzinie, że z ciężarną obchodzi się jak z jajkiem, we wszystkim jej się dogadza. Owszem, miłe, ale tylko przez chwilę. Bo ileż można odpowiadać na pytanie czy czegoś potrzebuję. Aż ma się ochotę odpowiedzieć - tak, świętego spokoju.
Tak, wiem, marudzę. Ale trochę po prostu potrzebuję :)
Marudź :) to też jest urocze :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy urocze, ale bardzo potrzebne :)
OdpowiedzUsuńTakie cudne wieści przy piątku 13:)). Pamiętam, jak pisałaś o ciąży i jak marzyłaś o niej, a tutaj taka niespodzianka. Aż mi wcześniejszy komentarz w kosmos wywaliło. Gratulacje, cieszę się ogromnie. Więcej energii życzę i zero problemów.
OdpowiedzUsuńTak, czasem życie pisze niespodziewane scenariusze :)
OdpowiedzUsuń