Próbuję się pozbierać. Już wystarczy tej niemocy. Różne myśli przychodzą mi do głowy, różne rozwiązania.
Ile jest się w stanie wybaczyć... Na ile można się pogodzić z pewnymi wydarzeniami... Powrotu do "przed" nie ma. W które jego tłumaczenia mogę wierzyć, a które stworzyła moja głowa... Co może pomóc wybaczyć sobie i jemu miniony czas... Jak pogodzić się z myślą, że to na zawsze zostanie w sercu i myślach...
I czy ja chcę jeszcze w ogóle brać w tym udział... Tak, zamknięcie drzwi wciąż mi chodzi po głowie.
Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na te i inne wątpliwości. Jeszcze wciąż daję sobie i nam czas. Jest jeszcze oczywiście Młoda. I choć o Niej nie piszę, rozważając jakąkolwiek drogę - myślę też bardzo, bardzo, bardzo o Niej.
A mąż... Mąż jak do rany przyłóż. Publicznie obejmuje, przytula, troszczy się, przynosi kwiaty, nawet za rękę trzyma. W domu też dopytuje, pomaga, dba.
Tylko że to już nie smakuje tak jak kiedyś...
czwartek, 30 maja 2019
piątek, 24 maja 2019
Koniec
Początki były burzliwe. Potrzebowaliśmy się zgrać, ja dodatkowo potrzebowałam zrozumieć na czym polega taki proces, wejść w niego. Teraz zerkając z dystansu, doceniam pracę pana w jasnym sweterku - jego chęć pomocy nam, że potrafił się dostroić do nas, nie namawiał nigdy na spotkania - "to wy decydujecie czy chcecie" i "zanim zaczniemy spróbujcie poradzić sobie z tym sami", umiejętność przyznania się do błędu i kilka innych spraw, które pozwoliły na koniec spojrzeć na niego przyjaźnie.
A bywały przecież chwile, kiedy miałam ochotę trzepnąć porządnie drzwiami i pójść sobie w ch***
W ogóle biorąc pod uwagę mój charakter - aż dziwne, że tak się nie stało.
Wczoraj skończyliśmy. Z różnymi myślami. Problemy oczywiście nie zniknęły, ale potrafimy już o nich rozmawiać albo przynajmniej wiemy, że możemy potrafić. Czas pokaże co z tym zrobimy.
A bywały przecież chwile, kiedy miałam ochotę trzepnąć porządnie drzwiami i pójść sobie w ch***
W ogóle biorąc pod uwagę mój charakter - aż dziwne, że tak się nie stało.
Wczoraj skończyliśmy. Z różnymi myślami. Problemy oczywiście nie zniknęły, ale potrafimy już o nich rozmawiać albo przynajmniej wiemy, że możemy potrafić. Czas pokaże co z tym zrobimy.
czwartek, 9 maja 2019
***
Nie lubię tej naszej terapii choć wiem i widzę przecież, że była nam potrzebna. Widzę też jak bardzo otworzyła oczy mojemu mężowi (wreszcie). Zdecydowanie bardziej niż jego indywidualna. Mnie też wiele pokazała. Pozwoliła bardziej zrozumieć czemu mąż jest taki, a nie inny.
Ale i tak jej nie lubię. Czasem sięgamy do tak trudnych emocjonalnie dla nas, dla mnie spraw, że tylko łzy się leją. Nigdy chyba tak dużo nie płakałam jak przez ostatnie pół roku.
Z drugiej strony właśnie to otworzyło M. Wreszcie zauważył, że świat nie zaczyna i nie kończy się tylko na nim i że to co robi i jak robi może wpływać na nasze relacje, na mnie i Młodą. Jak wpływa, dlaczego wpływa, co można z tym zrobić.
Tyle razy o tym mówiłam, ale nie trafiało. Aż wybuch otworzył oczy. Szkoda tylko, że ten wybuch tak bardzo dotknął też mnie i Młodą. Ale może po prostu inaczej się nie dało.
I teraz ta terapia. Boli, nie lubię jej, ale pracuję jak mogę najmocniej, żeby się kiedyś wreszcie skończyła. I żeby nie było potrzeby tam wracać, wylewać znowu morza łez.
Ale i tak jej nie lubię. Czasem sięgamy do tak trudnych emocjonalnie dla nas, dla mnie spraw, że tylko łzy się leją. Nigdy chyba tak dużo nie płakałam jak przez ostatnie pół roku.
Z drugiej strony właśnie to otworzyło M. Wreszcie zauważył, że świat nie zaczyna i nie kończy się tylko na nim i że to co robi i jak robi może wpływać na nasze relacje, na mnie i Młodą. Jak wpływa, dlaczego wpływa, co można z tym zrobić.
Tyle razy o tym mówiłam, ale nie trafiało. Aż wybuch otworzył oczy. Szkoda tylko, że ten wybuch tak bardzo dotknął też mnie i Młodą. Ale może po prostu inaczej się nie dało.
I teraz ta terapia. Boli, nie lubię jej, ale pracuję jak mogę najmocniej, żeby się kiedyś wreszcie skończyła. I żeby nie było potrzeby tam wracać, wylewać znowu morza łez.
Pan w jasnym sweterku
Pan w jasnym sweterku powiedział, że jest ze mnie cholernie dumny.
I nie wiem czy cieszyć się, czy do reszty załamać.
I nie wiem czy cieszyć się, czy do reszty załamać.
czwartek, 2 maja 2019
Plusy w minusach
Oczywiście całej trudnej sytuacji są też plusy. Wreszcie zobaczyłam, że z moją inteligencją nie jest niestety za dobrze. Ok, to jest akurat minus. Nikt nie lubi konfrontować się ze swoimi wadami. Ale tryliony poradników krzyczą: "zrób z wady zaletę". Ten jeden raz posłuchałam.
I okazało się, że dwadzieścia okien, które do tej pory myłam w czasie wiosennych porządków dało się umyć i ja nie przyłożyłam do tego ręki. Co tam ręki - nawet małego palca. Okazuje się, że większe zakupy też można zrobić. Nawet kolację zrobić (nad śniadaniem do łóżka jeszcze pracuję). Tak, wieczorem po takim dniu może rozboleć kręgosłup.
Można znaleźć czas tylko dla mnie. Można mnie podwieźć bez marudzenia. Można i da się ze mną rozmawiać. Po prostu MOZNA.
Tak, to jest plus albo jak kto woli - efekt uboczny. Zmądrzałam. Mądrzeję.
I okazało się, że dwadzieścia okien, które do tej pory myłam w czasie wiosennych porządków dało się umyć i ja nie przyłożyłam do tego ręki. Co tam ręki - nawet małego palca. Okazuje się, że większe zakupy też można zrobić. Nawet kolację zrobić (nad śniadaniem do łóżka jeszcze pracuję). Tak, wieczorem po takim dniu może rozboleć kręgosłup.
Można znaleźć czas tylko dla mnie. Można mnie podwieźć bez marudzenia. Można i da się ze mną rozmawiać. Po prostu MOZNA.
Tak, to jest plus albo jak kto woli - efekt uboczny. Zmądrzałam. Mądrzeję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)