czwartek, 9 maja 2019

***

Nie lubię tej naszej terapii choć wiem i widzę przecież, że była nam potrzebna. Widzę też jak bardzo otworzyła oczy mojemu mężowi (wreszcie). Zdecydowanie bardziej niż jego indywidualna. Mnie też wiele pokazała. Pozwoliła bardziej zrozumieć czemu mąż jest taki, a nie inny.

Ale i tak jej nie lubię. Czasem sięgamy do tak trudnych emocjonalnie dla nas, dla mnie spraw, że tylko łzy się leją. Nigdy chyba tak dużo nie płakałam jak przez ostatnie pół roku.
Z drugiej strony właśnie to otworzyło M. Wreszcie zauważył, że świat nie zaczyna i nie kończy się tylko na nim i że to co robi i jak robi może wpływać na nasze relacje, na mnie i Młodą. Jak wpływa, dlaczego wpływa, co można z tym zrobić.
Tyle razy o tym mówiłam, ale nie trafiało. Aż wybuch otworzył oczy. Szkoda tylko, że  ten wybuch tak bardzo dotknął też mnie i Młodą. Ale może po prostu inaczej się nie dało.

I teraz ta terapia. Boli, nie lubię jej, ale pracuję jak mogę najmocniej, żeby się kiedyś wreszcie skończyła. I żeby nie było potrzeby tam wracać, wylewać znowu morza łez.

6 komentarzy:

  1. Fajnie, że piszesz, co u Ciebie. Czasem jakaś Twoja myśl trafia na mój grunt... Niekiedy znajduję rozwiązanie, czasem wskazówkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ale naprawdę nie wiem jakie można u mnie znaleźć wskazówki. Chyba takie jak nie postępować :)

      Usuń
  2. Oby skutki tej terapii były dobre i wynagrodziły ten trud i ból, który teraz Wam ciąży. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i wyjdziecie z tego silniejsi niż byliście kiedykolwiek.

    OdpowiedzUsuń