czwartek, 17 października 2019

Samokrytyka

Sąsiadka - mam dziś wolne, chodź na poranną kawę. Ok, Młodą już odwiozłam do szkoły, a za samotnym piciem kawy nie przepadam. Do kawy była szarlotka - jeszcze ciepła, pachnąca. Tak, sąsiadka o piątej rano piekła ciasto, bo synek nie chciał spać, więc w ramach kreatywnych zabaw...…. upiekli ciasto. Zawsze była trochę szalona :) Tak miło szalona.
A ja nie mogę w ciąży niczego słodkiego, bo bardzo się źle potem czuję. Ale tak pachniała ta szarlotka cynamonem, tak bosko wyglądała i ta kawa taka dobra. Oczywiście, że zeżarłam. Oczywiście, że drugą godzinę już dogorywam. Oczywiście, że szkoda słów na taką głupotę.

środa, 16 października 2019

Czas pokaże

Chwilowo mój organizm przywykł do tego, że jest w ciąży. Inne dolegliwości też na szczęście okazały się czym innym niż na początku się wydawały, więc aktualnie mam chwilę oddechu. Wykorzystuję ją jak mogę najlepiej. A więc mały remont w domu, przeorganizowanie, zmiana tempa i ważności.
Różne okoliczności i z mojej strony i z drugiej strony sprawiły, że długo wyczekiwane spotkanie nie doszło do skutku. W ramach "pocieszenia" umówiłam się więc na kawę z koleżanką z pracy.
Dawno się nie widziałyśmy, bo raz, że ja już miesiąc na L4, dwa, że ona właśnie wróciła z urlopu wychowawczego. Rozmawiałyśmy mailowo, telefonicznie, ale termin twarzą w twarz wciąż ciężko było dograć. Przy okazji kilka miłych rzeczy usłyszałam, że ktoś jednak w mojej pracy za mną tęskni, że klienci pytają, że szefowa "szkoda, że nie ma chmurzastej, ona by na pewno wiedziała".  No to się pochwaliłam :) Zdecydowanie miłe, ale nie o tym chciałam.
Tak rozmawiając przy tej kawie, wyszło, że mnóstwo zmian szykuje się w pracy. Jak odchodziłam mówiło się to i owo, ale to wciąż była wtedy jeszcze forma plotek. Teraz już oficjalnie wszystko się potwierdziło. Nie wygląda to dobrze. Nie wiem czy będę miała dokąd wrócić. Z jednej strony to dobrze, że teraz już wiem, bo mam czas na podjęcie różnych decyzji. Z drugiej oczywiście mnie to martwi. Co prawda nie zarabiam tam jakiś niesamowitych pieniędzy, ale ta praca zapewnia nam pewną stabilność. Szczególnie wtedy gdy mąż ma nawrót choroby i wraca z pracy z informacją, że właśnie złożył wypowiedzenie. Szkoda, że nie można wtedy złożyć też wypowiedzenia od raty kredytu, opłat, zakupów jedzeniowych itp.
Cała sytuacja daje do myślenia i pozastanawiania się, a potem podjęcia działania. Tylko co można zrobić w sytuacji, kiedy aktualnie inne sprawy wymagają większej uważności. Na wszelki wypadek odkopałam testy z niemieckiego, rosyjskiego i angielskiego. Jeszcze nie wiem czy to tylko próba zagłuszenia sumienia, że jednak COS robię, czy coś bardziej trwałego. Czas pokaże.

poniedziałek, 30 września 2019

Nowy smak

Jak to jest trzymać malucha w ramionach i nie czuć ani drążących rąk, ani gonitwy myśli, ani ścisku w gardle, nie chować łez najgłębiej jak się da... A cieszyć się chwilą, czuć odpuszczające ciało, radochę. A maluch jakby wyczuł Twoją radochę i uśmiecha się w najlepsze, nie zważając, że jeszcze chwilę temu zajęty był płakaniem w niebogłosy.

Dawno tego nie doświadczyłam. Tym bardziej chyba doceniam chwilę.

Nie, nie urodziłam. I jeszcze długo nie chcę urodzić. Ale ktoś mi bliski niedawno został matką. W sumie ojcem też. A przez to i mój świat zyskał nowy smak.

poniedziałek, 16 września 2019

Hormony ciążowe?

Piszę maila używając telefonu. Nagle... "Kurczę, czemu mam takie żółte palce? Czyżby żółtaczka mnie dopadała?! Rany! Jeszcze to?! Tylko nie to!"

Olśnienie przyszło po chwili. Pięć minut temu rybę doprawiałam kurkumą.....

Jeśli hormony ciążowe będą działać w takim tempie to jak nic jeszcze przed porodem zabraknie mi szarych komórek :)

piątek, 13 września 2019

...żeby się nie udusić... :)

Ktoś kto wymyślił określenie "stan błogosławiony" chyba nigdy nie był w ciąży. Niedobrze jak diabli, ciśnienie pikuje w dół, a ja się zastanawiam czy już zemdleć czy jednak uda mi się dotrzeć do najbliższego krzesła; kondycji zero - jak normalnie bez problemu wchodzisz na szóste piętro i czasem dalej, tak teraz przy na drugim nie możesz złapać oddechu (a przytyłam zaledwie 1 kg); najchętniej tylko bym spała. Albo biegała do łazienki. Cycki już się nie mieszczą w biustonoszu, a w ogóle mam wrażenie, że za chwilę ekspoldują i rozerwą materiał.

U nas jest zwyczaj w rodzinie, że z ciężarną obchodzi się jak z jajkiem, we wszystkim jej się dogadza. Owszem, miłe, ale tylko przez chwilę. Bo ileż można odpowiadać na pytanie czy czegoś potrzebuję. Aż ma się ochotę odpowiedzieć - tak, świętego spokoju.

Tak, wiem, marudzę. Ale trochę po prostu potrzebuję :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Plany...

Ostatnio znowu lubię prowadzić moje autko. Lubię czuć jak trzyma się drogi i jak delikatnie przyspiesza gdy dociskam gaz. Najlepiej jeździ mi się samej, ale mam ku temu mało okazji, bo mąż uparł się, że będzie mi towarzyszył. Ochrzaniam go, że potrzebne mi to było rok temu, a nie teraz. Nie słucha, dalej uparcie mi towarzyszy.

Dziś w drodze do pracy pojawił się więc szatański plan. Mam takie miejsce, które mnie wycisza. Mam tam gdzie pójść na spacer, a potem na kocu poleżeć w ciszy. No chyba że jakiś wędkarz koniecznie będzie chciał się podzielić "pani, dziś to lipa, wczoraj to taaaaaaką rybę tutaj złowiłem".
I chyba wyjadę z domu jak gdyby nigdy nic do pracy. Tylko na rondzie zamiast w prawo, dam w lewo. I będzie prowadzenie autka i świeże powietrze i spacer... Tylko że tym razem mam ochotę na towarzystwo. I nie mam z kim. Niestety albo wszyscy daleko albo wiem, że nie będą mogli.
Najwyższy czas to zmienić.

czwartek, 30 maja 2019

Kiedyś...

Próbuję się pozbierać. Już wystarczy tej niemocy. Różne myśli przychodzą mi do głowy, różne rozwiązania.
Ile jest się w stanie wybaczyć... Na ile można się pogodzić z pewnymi wydarzeniami... Powrotu do "przed" nie ma. W które jego tłumaczenia mogę wierzyć, a które stworzyła moja głowa...  Co może pomóc wybaczyć sobie i jemu miniony czas... Jak pogodzić się z myślą, że to na zawsze zostanie w sercu i myślach...
I czy ja chcę jeszcze w ogóle brać w tym udział... Tak, zamknięcie drzwi wciąż mi chodzi po głowie.

Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na te i inne wątpliwości. Jeszcze wciąż daję sobie i nam czas. Jest jeszcze oczywiście Młoda. I choć o Niej nie piszę, rozważając jakąkolwiek drogę - myślę też bardzo, bardzo, bardzo o Niej.
A mąż... Mąż jak do rany przyłóż. Publicznie obejmuje, przytula, troszczy się, przynosi kwiaty, nawet za rękę trzyma. W domu też dopytuje, pomaga, dba.

Tylko że to już nie smakuje tak jak kiedyś...

piątek, 24 maja 2019

Koniec

Początki były burzliwe. Potrzebowaliśmy się zgrać, ja dodatkowo potrzebowałam zrozumieć na czym polega taki proces, wejść w niego. Teraz zerkając z dystansu, doceniam pracę pana w jasnym sweterku - jego chęć pomocy nam, że potrafił się dostroić do nas, nie namawiał nigdy na spotkania - "to wy decydujecie czy chcecie" i "zanim zaczniemy spróbujcie poradzić sobie z tym sami", umiejętność przyznania się do błędu i kilka innych spraw, które pozwoliły na koniec spojrzeć na niego przyjaźnie.

A bywały przecież chwile, kiedy miałam ochotę trzepnąć porządnie drzwiami i pójść sobie w ch***
W ogóle biorąc pod uwagę mój charakter -  aż dziwne, że tak się nie stało.

Wczoraj skończyliśmy. Z różnymi myślami. Problemy oczywiście nie zniknęły, ale potrafimy już o nich rozmawiać albo przynajmniej wiemy, że możemy potrafić. Czas pokaże co z tym zrobimy.


czwartek, 9 maja 2019

***

Nie lubię tej naszej terapii choć wiem i widzę przecież, że była nam potrzebna. Widzę też jak bardzo otworzyła oczy mojemu mężowi (wreszcie). Zdecydowanie bardziej niż jego indywidualna. Mnie też wiele pokazała. Pozwoliła bardziej zrozumieć czemu mąż jest taki, a nie inny.

Ale i tak jej nie lubię. Czasem sięgamy do tak trudnych emocjonalnie dla nas, dla mnie spraw, że tylko łzy się leją. Nigdy chyba tak dużo nie płakałam jak przez ostatnie pół roku.
Z drugiej strony właśnie to otworzyło M. Wreszcie zauważył, że świat nie zaczyna i nie kończy się tylko na nim i że to co robi i jak robi może wpływać na nasze relacje, na mnie i Młodą. Jak wpływa, dlaczego wpływa, co można z tym zrobić.
Tyle razy o tym mówiłam, ale nie trafiało. Aż wybuch otworzył oczy. Szkoda tylko, że  ten wybuch tak bardzo dotknął też mnie i Młodą. Ale może po prostu inaczej się nie dało.

I teraz ta terapia. Boli, nie lubię jej, ale pracuję jak mogę najmocniej, żeby się kiedyś wreszcie skończyła. I żeby nie było potrzeby tam wracać, wylewać znowu morza łez.

Pan w jasnym sweterku

Pan w jasnym sweterku powiedział, że jest ze mnie cholernie dumny.

I nie wiem czy cieszyć się, czy do reszty załamać.

czwartek, 2 maja 2019

Plusy w minusach

Oczywiście całej trudnej sytuacji są też plusy. Wreszcie zobaczyłam, że z moją inteligencją nie jest niestety za dobrze. Ok, to jest akurat minus. Nikt nie lubi konfrontować się ze swoimi wadami. Ale tryliony poradników krzyczą: "zrób z wady zaletę". Ten jeden raz posłuchałam.

I okazało się, że dwadzieścia okien, które do tej pory myłam w czasie wiosennych porządków dało się umyć i ja nie przyłożyłam do tego ręki. Co tam ręki - nawet małego palca. Okazuje się, że większe zakupy też można zrobić. Nawet kolację zrobić (nad śniadaniem do łóżka jeszcze pracuję). Tak, wieczorem po takim dniu może rozboleć kręgosłup.
Można znaleźć czas tylko dla mnie. Można mnie podwieźć bez marudzenia. Można i da się ze mną rozmawiać. Po prostu MOZNA. 

Tak, to jest plus albo jak kto woli - efekt uboczny. Zmądrzałam. Mądrzeję.

piątek, 26 kwietnia 2019

...

Tęsknię...

za tym jak koniuszkami palców wyznaczał linię kręgosłupa

jak zdecydowanym ruchem odpinał biustonosz

jak po wszystkim kiedyś rozchylił ramiona i usłyszałam długo wyczekiwane "chodź tutaj do mnie"

za ciałem, które oplatało moje ciało

za sercem, które obojgu podchodziło z lęku do gardła

za rozmową przed i po

za blaskiem w oczach

i za tym co tak skrzętnie próbuje ukryć...

Tęsknię...






Nie wiem kiedy...

Nie wiem kiedy stał się po prostu ważny.

środa, 17 kwietnia 2019

W jasnym sweterku

Dziś znowu pan w jasnym sweterku. Zastanawiam się co mu powiem. Najchętniej, żeby oddał mi męża sprzed choroby. Wiem, to tak nie działa. Mogę tylko siebie zmieniać.

czwartek, 11 kwietnia 2019

Terapia

Pan w jasnym sweterku, że niesamowita jestem, taka barwna, ciekawa i że tylko ja mogłam znaleźć takie rozwiązanie (w sensie, że dla nas, mnie i męża - idealne). Zaniemówiłam. Z jego ust takie słowa. I w takiej formie i w ogóle... Pomyślałam, że po coś są. W terapii zawsze jest coś po coś. Zapytałam co chce osiągnąć mówiąc mi takie słowa, gdy mąż siedzi obok. Mąż ma się wkurzyć czy ja mam spłonąć rumieńcem i rozpromienić się niczym nastolatka? Słyszę oczywiście, że to mój opór.

Oczywiście mówię mu co myślę o wyszukiwaniu we mnie oporu i co może sobie z tym zrobić. Oczywiście w delikatniejszych słowach. Mówię, że chcę, żeby pracował z nami "normalnie", a nie jakimś freudowskimi oporami, dyrdymałami o fazie edypalnej itp. Zbliżamy się obydwoje do 40, mamy za sobą tyle trudnych wydarzeń w życiu, z których wyszliśmy cało i jakoś nieporanieni, więc zasoby mamy. Mówię, że chcę, żeby pracował na tym co już mamy, a nie burzył wszystko i zaczynał od nowa. Nie możemy regresować się do stanu dziecka, bo mamy dziecko w domu. Troje dzieci w domu bez rodziców to nie wróży niczego dobrego. Poza tym niech zobaczy, już terapeutka męża go zregresowała (cholera! jest takie słowo?) i nie potrafiła go potem z tego wydobyć.
Oczywiście cała dalsza część sesji była poświęcona mojemu oporowi i temu, że nie ufam ludziom, jemu - panu w jasnym sweterku też nie itp. itd. Wysłuchałam. Nie trafiało do mnie, ale nie chciałam już zaogniać sytuacji.

Wczoraj kolejna sesja. Mówi, że przemyślał poprzednią sesję. To dobry pomysł, żeby z nami pracować jednak inaczej.

Zyskał w moich oczach. Zobaczymy co będzie dalej...


środa, 10 kwietnia 2019

Dwa miliony

Emocje, emocje, emocje... Dwa miliony myśli w głowie. Prawie tyle samo na języku. Do niczego tak,  bo znowu dostaje się komu popadnie. Najbardziej mężowi. Dziś rano mu odpuściłam, za to sprzedawca w sklepie oberwał.
Trochę nad tym nie panuję. Trzeba nad tym popracować, żeby nie siać spustoszenia. W sobie też go nie siać.

wtorek, 9 kwietnia 2019

Najtrudniej

Najtrudniej się przenieść. Wordpress mi zupełnie nie pasuje, więc może tutaj...

Zobaczymy... :)